O globalnym ociepleniu i zmianach klimatu spowodowanych działalnością człowieka mówi się od dekad. Jednym z gazów obok CO2, który ociepla nasz klimat, jest metan. I to właśnie w jego kontekście naukowcy zauważyli w 2006 roku coś niepokojącego, czego przyczyn przez lata nie byli w stanie wyjaśnić.
Jak wynika z nowego badania opublikowanego na łamach pisma „Global Biogeochemical Cycles” (DOI: 10.1029/2023GB007875), duże ilości metanu przedostającego się do atmosfery mogą wywołać drastyczne zmiany klimatu. Uczeni mówią tu nie o zmianach, jakie odczuwamy obecnie, ale o takich, które kończyły całe epoki lodowe, jak chociażby zastąpienie mroźnych obszarów tundry tropikalną sawanną. Naukowcy po raz pierwszy wykryli dziwny wzrost emisji metanu w 2006 r., ale do tej pory nie było jasne, co jest jego źródłem.
Metan jako gaz cieplarniany jest niezwykle „efektywny”. Jego źródłami są zarówno działalność człowieka (przemysł, rolnictwo, wysypiska śmieci), jak i procesy naturalne. Antropogeniczne emisje tego gazu do atmosfery zaczęły drastycznie rosnąć w latach 80. XX wieku, by następnie ustabilizować się w latach 90. Jednakże w pierwszej dekadzie XXI wieku stało się coś nieoczekiwanego. Otóż w roku 2006 naukowcy zauważyli nagły wzrost poziomu emisji metanu. Nie towarzyszyły temu jednak żadne na tyle znaczące zmiany w działalności człowieka, aby można je było o to obwinić.
Co gorsza, w roku 2013 zaobserwowano nasilenie się tego trendu, a w roku 2020 wzrost tempa emisji metanu był już najwyższy w historii. Kwestia ta nie dawała naukowcom spokoju. W końcu znaleziono winnego. Okazały się nim tropikalne mokradła, szczególnie te zlokalizowane w Afryce. Źródłem metanu, jak podejrzewają badacze, są w tym przypadku następujące w nich procesy rozkładu. I ponownie winnym takiej sytuacji okazuje się człowiek. Dotychczasowe antropogeniczne zmiany klimatyczne doprowadziły do takich przetasowań w pogodzie, które z kolei przyczyniły się do zwiększenia powierzchni mokradeł i wzrostu większej ilości roślin na tych terenach.
W kontekście powyższych informacji kluczowe jest pytanie o to, jakie mogą być tego skutki? Niestety uczeni nie mają dobrych wiadomości. Takie sytuacje zdarzały się już w przeszłości Ziemi i zawsze towarzyszyły im drastyczne zmiany klimatyczne, jak np. przejście od zlodowacenia do interglacjału. Uzmysławia to jednocześnie, z jak znaczącym pod względem potencjału zjawiskiem mamy tutaj do czynienia.
Generalnie do zakończenia okresu zlodowacenia prowadziły zwykle trzy fazy: stopniowy wzrost poziomu metanu i CO2, co w ciągu kilku tysięcy lat stawało się przyczyną globalnego ocieplenia; szybki wzrost temperatury spowodowany znacznie zwiększoną emisją metanu oraz stopniowa stabilizacja, trwająca kolejne kilka tysięcy lat.
Kluczowa jest tutaj faza środkowa, ponieważ obecna sytuacja w kontekście tropikalnych mokradeł właśnie ją przypomina. I co najważniejsze, w skali wieku Ziemi trwa ona naprawdę krótko, ponieważ może to być zaledwie kilkadziesiąt lat. A mając na względzie, że wzrost tempa emisji metanu zaczęto obserwować w 2006 roku, mogłoby to oznaczać, że mamy za sobą już aż 16 lat trwania tego procesu.
Oczywiście nie żyjemy obecnie w epoce lodowcowej, w przypadku zakończenia której tundra potrafiła stać się sawanną. Niezwykle trudno jest zatem przewidzieć, co dokładnie może się wydarzyć w ciągu kolejnych dziesięcioleci. Niemniej jednak powinniśmy mieć na względzie konieczność dalszego ograniczenia emisji metanu do atmosfery z jak największej ilości źródeł.
Źródło: Live Science, fot. PxFuel