Dodano: 18 marca 2021r.

Niepokojące informacje na temat zakażeń Ebolą. Wirus może pozostawać uśpiony w organizmie nosiciela?

Wirus Eboli mógł nawet przez pięć lat przetrwać nieaktywny w organizmie ozdrowieńca, zanim przeniósł się na kolejną osobę. Taka transmisja po latach mogła być przyczyną wybuchu nowej fali epidemii. Badacze są zaniepokojeni, bowiem jak dotąd sądzili, że taka sytuacja jest niemożliwa.

Lekarze w skafandrach ochronnych opiekujący się pacjentem z wirusem ebola

 

Jeśli hipotezy naukowców zostaną potwierdzone, będzie to wskazywać, że człowiek, który przeżył epidemię Eboli w Afryce Zachodniej w latach 2014-2016, mógł wywołać obecną epidemię panującą w Gwinei. 

Naukowcy już wcześniej zdawali sobie sprawę, że Ebola może „ukrywać się” w organizmach osób, które przeszły zakażenie. Wirus był odnajdywany w miejscach, gdzie układ odpornościowy jest mniej aktywny, takich jak gałki oczne czy jądra. Ozdrowieniec może zatem zakażać innych. Według wcześniejszych ustaleń STAT News przeniesienie się Eboli na nową osobę mogło nastąpić nawet 500 dni po wyzdrowieniu.

Ebola „ukrywa się” znacznie dłużej

Nowe badania wskazują, że Ebola może nie tylko „ukrywać się” znacznie dłużej, ale także wywoływać zupełnie nowe epidemie. Ostatnio w Gwinei zainfekowało się już 18 osób, z czego 9 zmarło. Tamtejsze ministerstwo zdrowia przesłało próbki wirusa do laboratoriów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).

WHO dokonało sekwencjonowania DNA wirusa, aby ustalić jego pochodzenie. Okazało się, że patogen, który wywołał obecną epidemię w Gwinei jest bardzo podobny do „wariantu Makona”, który został wykryty w Afryce zachodniej i w latach 2014-2016 doprowadził do śmierci ponad 11 tys. osób w Gwinei, Liberii i Sierra Leone.

Atakujący obecnie wariant wirusa nieznacznie różni się od pierwowzoru sprzed pięciu lat. „To dużo mniej różnic, niż można by się spodziewać podczas transmisji z człowieka na człowieka trwającej przez lata” - przekonują badacze.

Naukowcy uważają, że gdyby wirus swobodnie przenosił się z człowieka na człowieka, to w ciągu pięciu lat rozwinęłoby się ponad 100 jego różnych mutacji. Dlatego badacze stawiają hipotezę, że wirus pozostawał w ciele osoby zainfekowanej przez co najmniej pięć lat. Po latach doszło do zakażenia innej osoby, możliwe że drogą płciową. W ten sposób wywołana została obecna epidemia w Gwinei.

Przyczyna epidemii wciąż niepewna

Zdaniem naukowców taka sytuacja jest możliwa, ponieważ wirus może pozostawać ukryty w różnych częściach ciała i może dojść do jego transmisji drogą płciową.

W przypadku nowej epidemii historia jest nadal niepełna. Według „Science Magazine” potrzebne są dalsze badania nad obecnymi zakażeniami w Gwinei. Pierwszym zdiagnozowanym przypadkiem w tamtym rejonie była pielęgniarka, która została zarażona i zmarła w styczniu. Możliwe jest, że wirus przeszedł na kobietę z jej chorej mamy. Kilka osób mogło potem zakazić się na pogrzebie.

Wcześniejsze badania sugerowały, że kolejne fale epidemii Eboli były spowodowane głównie przez transmisję wirusa ze zwierząt na ludzi. I choć taka ewentualność jest brana pod uwagę w przypadku obecnej epidemii w Gwinei, to zdaniem badaczy jest ona „niewiarygodnie mało prawdopodobna".

Nowe wyzwania

Wyniki badań rodzą również pytania o to, czy osoby, które przeżyły zakażenie Ebolą mogły wywołać inne ogniska epidemii w Afryce. „Science Magazine” przypomina, że ozdrowieńcy przez wiele lat zmagają się nie tylko z długotrwałymi skutkami zarażenia śmiertelnym wirusem, ale także ze stygmatyzacją społeczną.

Sama możliwość, że doszło do transmisji Eboli po pięciu latach od zakażenia, "otwiera nowe wyzwania dla ocalałych, ich rodzin i społeczności, ale także dla systemu opieki zdrowotnej, który musi opracować nowe sposoby pracy ze społecznościami ozdrowieńców” - czytamy w jednym z wpisów na forum virological.org.

Jeśli rzeczywiście osoby, które przeżyły Ebolę, mogą po latach wywoływać nowe epidemie, szczepienie „dużej części populacji Afryki równikowej” może być jedynym rozwiązaniem, które powstrzyma epidemię - uważa dr William Schaffner, ekspert ds. chorób zakaźnych na Uniwersytecie Vanderbilta.

 

Źródło: Live Science