Moc słów zdecydowanie osłabła, zapracowaliśmy na to przez ostatnie dziesięciolecia. Mam na myśli sposób funkcjonowania mediów – stosowanie różnych technik i strategii komunikacyjnych służących pozyskaniu odbiorcy, przede wszystkim posługiwanie się hiperbolą, przedstawianie różnych wydarzeń w sposób przesadzony, sensacyjny. I teraz, kiedy mamy naprawdę groźną sytuację, nie wiemy, czy słowa, które do nas docierają z mediów, we właściwy sposób odnoszą się do rzeczywistości – mówi dr hab. Katarzyna Kłosińska z Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy z perspektywy językoznawstwa zauważa Pani w obecnym dyskursie publicznym nowe bądź znane już, ale niezwykle obecnie istotne zjawiska?
– Obecna sytuacja jest bez precedensu – nigdy dotąd nie mieliśmy do czynienia z pandemią, która wyłącza z życia dużą część społeczeństwa. To budzi ogromny lęk. Jednocześnie żyjemy w czasach cyfrowych – jest mnóstwo obiegów informacji, co – wbrew pozorom – ten lęk wzmaga, bo gubimy się w gąszczu informacji, często zresztą sprzecznych. Żeby się obronić, zamykamy się w swoich bańkach, a przede wszystkim dokonujemy wstępnej kategoryzacji: odbieramy daną informację przez pryzmat tego, kto do nas mówi. Innymi słowy – zdarzenia oceniane pozytywnie przez środowisko, które jest nam bliskie, będziemy oceniać pozytywnie (i odwrotnie). To powoduje, że mimo poczucia wolności wyboru źródeł informacji w gruncie rzeczy nie dokonujemy wyborów, tylko poddajemy się osądowi spraw dokonanemu przez elity symboliczne. Im trudniejsza społecznie i psychologicznie sytuacja (a ta obecna jest niezwykle trudna), tym większa potrzeba „bycia prowadzonym” przez kogoś. Daje nam to poczucie bezpieczeństwa i kontroli.
– Polskie społeczeństwo jest bardzo podzielone – mniej więcej połowa ma silne zaufanie do władzy i mniej więcej połowę cechuje całkowity brak zaufania do władzy. Odbija nam się to czkawką teraz, w sytuacji silnego zagrożenia (zdrowotnego, psychicznego i gospodarczego) – brakuje bowiem nadawcy (rozumianego jako instytucja), który by wlał spokój w ludzi, pokazał, że panuje nad sytuacją. I chociaż na tę część, która ufa rządowi, wystąpienia premiera czy ministra zdrowia działają być może uspokajająco, to fakt, że w tej drugiej części wzbudza to silny lęk czy rozdrażnienie, sprawia, że do portali społecznościowych wkracza polskie piekło. Jedni posługują się dyskursem strachu, inni czymś, co można nazwać dyskursem obnażania strachu (czymś w rodzaju antypaniki) i jednocześnie dyskursem kontroli. Jedni i drudzy nawzajem się atakują, a to prowadzi do jeszcze większego rozpadu wspólnoty i zamykania się we własnych bańkach.
Odnosi pani wrażenie, że polaryzacja, która była widoczna przed pandemią, przeniosła się na inne obszary?
– Wydaje mi się, że tak, ale, oczywiście, wpływają na to również elementy i zachowania niejęzykowe, decyzje polityczne. Myślę, że dla tej części społeczeństwa, która straciła zaufanie (lub go w ogóle nie miała) do władzy, trudniej w takiej sytuacji kryzysowej to zaufanie odzyskać. Jeżeli jeszcze miesiąc temu czytaliśmy na paskach w telewizji komunikaty typu „Niemcy zazdroszczą nam gospodarki”, „Niemcy podrażnieni polskimi sukcesami gospodarczymi”, a teraz widzimy, że wprowadzenie stanu wyjątkowego po prostu położyłoby tę gospodarkę całkowicie, a Niemcy sobie jednak radzą, dając duże subwencje, to zauważamy, jak to odstaje jedno od drugiego. Rzeczywiście zaufanie społeczne do władzy jest potrzebne, żeby w takich sytuacjach jak teraz łatwiej nam było przez to wszystko przebrnąć.
I tu pojawia się kwestia społecznej odpowiedzialności języka, w obecnej sytuacji ponownie przypominamy sobie, jak kluczową rolę w naszym życiu odgrywa język.
– Moc słów zdecydowanie osłabła – zapracowaliśmy na to (my – społeczeństwa, nie tylko Polacy) przez ostatnie dziesięciolecia. Mam na myśli sposób funkcjonowania mediów – stosowanie różnych technik i strategii komunikacyjnych służących pozyskaniu odbiorcy, przede wszystkim posługiwanie się hiperbolą, przedstawianie różnych wydarzeń w sposób przesadzony, sensacyjny. I teraz, kiedy mamy naprawdę groźną sytuację, nie wiemy, czy słowa, które do nas docierają z mediów, we właściwy sposób odnoszą się do rzeczywistości – skoro podobnych słów jeszcze niedawno używano do opisu zupełnie banalnych zjawisk. Zanim jeszcze epidemia dotarła do Polski, informowano o niej, posługując się metaforyką wojenną, ludzie mogli to odebrać jako kolejny zabieg retoryczny. Media i politycy przyzwyczaili nas do tego, i to jest klucz do zrozumienia obecnej sytuacji, że nie warto wierzyć w słowa, że słowa nie mają już swojej wartości, swojego znaczenia, że słowa się powycierały. Teraz, im bardziej naocznie zaczynamy się przekonywać, jak sytuacja jest groźna, to ciągle jesteśmy zdezorientowani. Zastanawiamy się, czy słowa, które słyszymy, są za słabe albo za mocne, bo nie wiemy, który paradygmat, który wzorzec myślenia możemy do tego odnieść. Czy odczytujemy słowa zgodnie z tym, jak powinny być odczytywane, zgodnie ze znaczeniem słownikowym, które znamy, czy myślimy sobie: o tak mówią, bo to taka konwencja? Prowadzi to do dezorientacji i jeszcze większego braku zaufania, niepokoju. Na taką sytuację ludzie reagują na różne sposoby. Jedni nie słuchają nikogo, bo nie wiedzą, komu można ufać. Inni sobie myślą: wybieram jeden dyskurs i tylko tego się trzymam, bo inaczej zgłupieję (czyli jeszcze bardziej zamykają się we własnych bańkach). Jeszcze inni próbują szukać informacji w różnych źródłach, co powoduje jeszcze większy chaos i niepokój, ale może dawać poczucie kontroli.
Czy obecna sytuacja wpłynęła na wypowiedzi polityków i sprawiła, że styl ich wypowiedzi stał się ogólnie bardziej konkretny, pozbawiony ozdobników?
– I tak i nie. To jest kwestia, która wymaga poszerzonych badań. Obecnie pojawiają się pewne metafory jak na przykład „tarcza antykryzysowa”. To wyrażenie, samo w sobie, jest metaforą, która ma pokazywać, że pakiet rozwiązań prawnych uchroni nas przed dotkliwymi skutkami pandemii w obszarze gospodarki. Ma ono charakter perswazyjny i, jak każda metafora, profiluje dane pojęcie, czyli „ustawia” sposób naszego myślenia o tym zestawie rozwiązań prawnych jako o czymś co ma chronić, czymś, co jak tarcza, jest nie do przebicia. Ta metafora narzuca nam sposób konceptualizacji, wyobrażenia sobie tych rozwiązań.
Obecnie widać, że język staje się nie tylko narzędziem ale również wyzwaniem, zwłaszcza dla ekspertów, przed którymi stoi zadanie wytłumaczenia sytuacji w sposób jak najbardziej oszczędny i wyważony
– Zdecydowanie, zwłaszcza jeśli chodzi o wypowiedzi eksperckie. Pojawia się kwestia tego, jakim językiem się posługujemy, czy to jest język nadmiernie abstrakcyjny, naukowy, jak przełożyć wiedzę naukową na codzienny język, żeby wszyscy zrozumieli. Niezwykle istotne jest też ukazywanie wszelkich danych statystycznych, ale w pełnym kontekście, który pozwoli zinterpretować te dane.
Jaką prawdę o języku odkrywa pandemia?
– Z perspektywy komunikacji musimy wypić piwo, które sobie sami nawarzyliśmy. Nie szanowaliśmy języka. Używaliśmy go (czy to dziennikarze czy politycy czy też ludzie na forach internetowych) w sposób nieodpowiedzialny. Słowa nie odnosiły się do tego, do czego powinny się odnosić. W wypowiedziach było dużo przesady albo dużo eufemizmów, a także po prostu zwykłego kłamstwa. Teraz to wszystko sprawia, że ludzie tracą zaufanie do języka (czy szerzej – do komunikacji), a zatem tracą narzędzie, które pozwalałoby im poznawać świat.
***
Dr hab. Katarzyna Kłosińska to polska językoznawczyni, doktor habilitowana nauk humanistycznych, wykładowczyni Uniwersytetu Warszawskiego, popularyzatorka kultury języka polskiego. Od 1997 rzeczoznawczyni w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Od 1998 członkini Zarządu Głównego Towarzystwa Kultury Języka. Od 1999 jest też sekretarz naukową, a od roku 2019 przewodniczącą Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Działa także jako popularyzatorka normatywnej polszczyzny. W latach 1994–2003 współtworzyła cotygodniowe audycje w Polskim Radiu Bis. Od 2015 roku prowadzi internetową poradnię językową PWN. Przewodnicząca Rady Języka Polskiego i członkini Prezydium PAN w VII kadencji (2019–2022).
Źródło: Centrum Współpracy i Dialogu Uniwersytetu Warszawskiego