Znajomość łaźni parowych rozprzestrzeniła się po Europie Środkowej już ponad tysiąc lat temu dzięki… Słowianom. Nie jest zatem prawdą, że zwyczaj kąpieli upowszechnił się w tej części świata dopiero wraz z powrotem rycerzy z krucjat z Ziemi Świętej – opowiada PAP archeolog Anna Tyniec.
– W naszej części Europy dostępność wody była zdecydowanie szersza niż chociażby w mateczniku Cesarstwa Rzymskiego – podkreśla rozmówczyni PAP. – Zatem ani Słowianie, ani ludy, które wcześniej mieszkały na naszych obecnych ziemiach, nie musiały wcale się natrudzić, aby skorzystać z dobrodziejstw wody. Dostęp do wody był łatwy dzięki gęstej sieci rzek i wielu źródłom podziemnym – więc brak akweduktów nie wynika z zacofania kulturowego, ale innych warunków środowiskowych.
Z badań archeologicznych wynika, że swoje pierwsze osady Słowianie zakładali bardzo blisko rzek, moczarów, terenów podmokłych czy jezior – w dolinach cieków wodnych.
– Tak było aż do połowy XI wieku, kiedy nastąpił okres licznych tzw. powodzi błyskawicznych na skutek zwiększonych i silnych opadów. Przed ich konsekwencjami uciekano na wyższe tereny. Najczęściej są to miejsca lokacji wielu współcześnie znanych nam wsi – opowiada Tyniec.
Jej zdaniem wskazuje to na bardzo bliską więź wczesnych Słowian z wodą – zwłaszcza do XI w. Z pewnością korzystano z dobrodziejstw wody na co dzień, również do codziennej higieny, po prostu kąpiąc się w jeziorach czy rzekach – uważa Tyniec.
Słowianie wznosili też łaźnie parowe. Z nich zapewne korzystano rzadziej, bo ich uruchomienie wymagało pewnego wysiłku. – Ich relikty archeolodzy odnajdują od bardzo wielu lat, mimo że często z tego faktu nie zdawali sobie sprawy – po prostu w inny sposób interpretowali niektóre swoje odkrycia – dodaje specjalistka.
Jak wyglądały takie instalacje? Były to niewielkie kwadratowe w planie, lekko zagłębione w ziemię budynki o długości ścian sięgającej ok. 3,5 m. Wykonywano je w technice zrębowej, polegającej na poziomym układaniu belek drewnianych i ich łączeniu w narożach. Wewnątrz archeolodzy odkrywają najwyżej pojedyncze fragmenty naczyń, mimo to często określają je jako domy mieszkalne. – Jednak już sama wielkość wskazuje, że musiały służyć w innym celu – wskazuje badaczka.
Do narożników budynku wnoszono duże, rozgrzane w paleniskach kamienie. Następnie polewano je wodą – na takiej samej zasadzie działają współczesne łaźnie fińskie. Archeologom znane są nawet przykłady specjalnych „platform”, na których kamienie były umieszczane.
– Naszą interpretację potwierdzają badania kamieni w przypadku słowiańskiej osady w Brzeziu. Okazuje się, że granitowe głazy były zmienione termiczne. Miejsce ich odkrycia nie nosiło śladów palenia ognia – dodaje archeolog.
Znaleziska w postaci takich konstrukcji pochodzą z terenów Polski już z VIII-X w.
– Zatem to Słowianie doprowadzili do rozpowszechnienia się w Europie Środkowej tradycji mycia się w łaźniach parowych. Długo sądzono, że renesans zwyczaju kąpieli upowszechnił się nad Wisłą dopiero wraz z powrotem do Europy rycerzy z krucjat do Ziemi Świętej. W świetle najnowszych badań nie jest to do końca prawda – dodaje Tyniec.
W sukurs badaczce przychodzą relacje podróżników arabskich pochodzące z tamtego okresu. Szczególnie przemawia do wyobraźni tekst Ibrahima Ibn Jakuba, który odbył ok. 965 r. podróż do Niemiec i krajów zachodniosłowiańskich. Opisał on konstrukcję wykonaną z drewna, której szpary zatykane są mchem. Wewnątrz „budują piec z kamienia w jednym rogu i wycinają w górze na wprost niego okienko i zamykają drzwi domku. Wewnątrz znajdują się zbiorniki na wodę. Wodę tę leją na rozpalony piec i podnoszą się kłęby pary” – relacjonował.
– Budynki częściowo zagłębione w ziemię nie były powszechnie znane poza Europą Wschodnią i Środkową, toteż autorzy arabscy uznawali je za coś wyróżniającego budownictwo Słowian – wyjaśnia Tyniec.
W relacji Ibrahima Ibn Jakuba znajduje się też ważne spostrzeżenie dotyczące aspektów zdrowotnych łaźni używanych przez Słowian. Podróżnik stwierdził, że po zażyciu „kąpieli” użytkownikom „domków” „otwierają się pory i wychodzą zbędne substancje z ich ciał. Płyną z nich strugi potu i nie zostają na żadnym z nich ani śladu świerzbu czy strupa.”
Zdaniem Tyniec oznacza to, że zapewne wskazane dolegliwości skórne Ibn Jakub zaobserwował u innych ludów ówczesnej Europy, ale nie u Słowian.
O bliskości Słowian ze środowiskiem wodnym świadczą podania zapisane w literaturze romantycznej na temat różnych bóstw lub stworzeń fantastycznych zamieszkujących jeziora czy bagna – utopców czy rusałek.
– Zapewne wiele z nich pochodzi nawet z czasów średniowiecza, co dodatkowo wzmacnia przekonanie o bardzo bliskiej zażyłości dawnych Słowian z rzekami i jeziorami – podsumowuje krakowska archeolog.
Źródło: PAP – Nauka w Polsce