Dodano: 23 stycznia 2019r.

Topnienie pokrywy lodowej Grenlandii znacznie przyspieszyło

Pokrywa lodowa Grenlandii topi się szybciej, niż wcześniej sądzono. Tempo utraty lodu zwiększyło się aż czterokrotnie od 2003 roku – wynika z najnowszych badań.

Roztopy na Grenlandii

 

Topnienie lodów Grenlandii jest spowodowane coraz szybszym ocieplaniem się atmosfery na Ziemi. Stojący za badaniami naukowcy z Ohio State University uważają, że prawdopodobnie doprowadzi to do szybszego wzrostu poziomów mórz i oceanów.

Naukowcy zajmujący się wzrostem poziomu mórz od dawna koncentrują się na południowo-wschodnich i północno-zachodnich regionach Grenlandii. To tam ogromne bloki lodu odrywają się od lodowców i lądują w Atlantyku, gdzie z czasem zwyczajnie się roztapiają.

Jednak w nowych badaniach opublikowanych w „Proceedings of National Academy of Science” naukowcy zauważyli, że największa utrata lodu obserwowana od początku 2003 roku do połowy 2013 roku pochodzi z południowo-zachodniej Grenlandii, która jest w większości pozbawiona lodowców.

 

- Cokolwiek to było, nie można tego wytłumaczyć lodowcami, ponieważ nie ma ich tam zbyt wiele - powiedział Michael Bevis, profesor geodynamiki z Ohio State University i główny autor publikacji. -  Musiała to być masa powierzchniowa - lód topniał w głębi lądu – dodał.

Kluczowe wnioski płynące z badań są takie, że południowo-zachodnia Grenlandia, która dotąd nie była uznawana za poważne zagrożenie, prawdopodobnie stanie się w przyszłości ważnym czynnikiem przyczyniającym do podniesienia poziomu mórz. Roztopy na Grenlandii według Bevisa i współautorów publikacji są w dużej mierze spowodowane globalnym ociepleniem.

- Wiedzieliśmy, że mamy poważny problem z rosnącym wskaźnikiem ubytku lodu na niektórych dużych lodowcach, ale teraz dostrzegamy drugi poważny problem: coraz więcej wody będzie zasilać rzeki powstałe z roztopionego lodu, które ostatecznie trafią do morza – podkreślił Bevis. – I nie ma od tego odwrotu. Jedyne, co możemy zrobić, to dostosować się i złagodzić dalsze globalne ocieplenie – dodał.

Odkrycia mogą mieć poważne konsekwencje dla nadmorskich miast oraz dla krajów wyspiarskich, które są szczególnie narażone na podnoszenie się poziomu mórz i oceanów.

Naukowcy zajmujący się klimatem i glacjolodzy monitorują całą pokrywę lodową Grenlandii od 2002 roku, kiedy NASA we współpracy z niemieckimi naukowcami uruchomiła projekt GRACE (Gravity Recovery and Climate Experiment). To dwa satelity, które nieustannie mierzą utratę lodu na Grenlandii. Dane zebrane przy ich pomocy wykazały, że w latach 2002-2016 Grenlandia traciła około 280 gigaton lodu rocznie. To odpowiada podniesieniu się poziomu mórz o blisko jeden centymetr rocznie.

Zespół Bevisa wykorzystał dane z GRACE i ze stacji GPS rozmieszczonych na wybrzeżu Grenlandii, aby zidentyfikować zmiany w pokrywie lodowej. Ich analizy wskazują na niepokojący trend. Do 2012 roku ubytek lody był prawie czterokrotnie większy w stosunku do poziomu z 2003 roku. Największą niespodzianką było wspomniane już przyspieszenie utraty lodu w południowo-zachodniej Grenlandii, części wyspy, o której wcześniej nie wiedziano, że tak szybko traci lód.

Bevis zauważył, że naturalne zjawisko pogodowe zwane oscylacją północnoatlantycką, które zapewnia cieplejsze powietrze nad Zachodnią Grenlandią, przez zmiany klimatyczne spowodowane przez człowieka, wywołało bezprecedensowy poziom topnienia pokrywy lodowej. Oscylacja północnoatlantycka jest naturalnym, ale też nieobliczalnym cyklem, który powoduje topnienie lodu w normalnych warunkach. Jednak w połączeniu z globalnym ociepleniem efekty są znacznie większe.

- To zjawisko meteorologiczne miało miejsce od zawsze. Dlaczego więc teraz powoduje masywne roztopy? Dlatego, że atmosfera jest cieplejsza – zaznaczył Bevis.

Jeszcze przed tymi badaniami Grenlandia była uważana za jeden z głównych czynników, który może przyczynić się do podniesienia poziomu mórz i oceanów. Głównie przez jej lodowce. - W najbliższej przyszłości będziemy świadkami coraz szybszego wzrostu poziomu morza. Kiedy osiągnie punkt krytyczny, pozostanie nam jedynie pytanie: jak ciężko nas to dotknie – podkreślił naukowiec.

 

Źródło: Ohio State University, fot. Christine Zenino, Wikimedia Commons, CC BY 2.0