Dodano: 30 maja 2019r.

Na Wyspach Marshalla pęka sarkofag z odpadami po próbach jądrowych USA

W latach 1946–1958 Stany Zjednoczone przeprowadziły dziesiątki próbnych eksplozji broni jądrowej na Wyspach Marshalla. Radioaktywne odpady powstałe w wyniku tych testów zostały zebrane i zalane betonem w sarkofagu znajdującym się na wyspie Runit. Ale sarkofag pęka i istnieją obawy, że skażenie może się przedostać do Oceanu Spokojnego.

Sarkofag z odpadami po próbach jądrowych na Wyspach Marshalla

 

Po zakończeniu drugiej wojny światowej rząd USA urządził sobie z Wysp Marshalla poligon testowy dla broni jądrowej. Łącznie w latach 1946–1958 zdetonowano tam 67 bomb, w tym bombę wodorową Bravo – najpotężniejszą, jaka kiedykolwiek została zdetonowana przez Stany Zjednoczone. Siła eksplozji miała moc 15 megaton, tysiąckrotnie przewyższała bombę zrzuconą na Hiroszimę.

Testy miały miejsce głównie na atolach Enewetak i Bikini. Dokonywano także próbnych eksplozji pod wodą. W wyniku testów duży obszar został skażony. Radioaktywny pył opadł na okoliczne wyspy, w tym także na te zamieszkane.

 

Eksplozje testowe spowodowały katastrofę ekologiczną. To zmusiło rząd USA do siłowej ewakuacji mieszkańców wysp, choć ci nie mieli pojęcia o ogromnym zagrożeniu. Według relacji świadków, po eksplozji Bravo dzieci wybiegały z chat łapiąc, a nawet zjadając opadające białe płatki myśląc, że to śnieg, o którym tak dużo słyszały.

W wyniku testów ucierpiały tysiące mieszkańców wysp. Nie wiadomo ilu dokładnie poniosło śmierć. Ewakuowanym pozwolono wrócić do domów w 1980 roku. Do dnia dzisiejszego ciągnie się spór o odszkodowania wypłacane przez rząd USA. Rząd Wysp Marshalla skarży się, że kwota wypłacona przez Waszyngton była zbyt niska.

Pod koniec lat 70. rząd USA przystąpił do programu oczyszczania wysp z radioaktywnych odpadów. Przy pracach tych uczestniczyło 4 tysiące żołnierzy USA. Zebrali oni radioaktywne odpady oraz ziemię z zanieczyszczonych wysp i zdeponowali to w liczącym około 84 tys. metrów sześciennych kraterze na wyspie Runit na atolu Enewetak, który został utworzony przez eksplozję nuklearną. Prace trwały trzy lata.

Odpady zostały przykryte grubą na 46 centymetrów betonową kopułą, która zresztą miała być tymczasowym rozwiązaniem. Dno krateru nie zostało w żaden sposób zabezpieczone, a że zostały zauważone pęknięcia w kopule, eksperci obawiają się, że do oceanu mogą przedostawać się radioaktywne zanieczyszczenia.

Ale zagrożenie może wzrosnąć wraz ze wzrostem poziomu morza. Zmiany klimatu i związane z nimi gwałtowniejsze i częstsze burze tropikalne również mogą spowodować duże szkody.

Problem został dostrzeżony przez ONZ. Sekretarz Generalny Antonio Guterres, który początkiem miesiąca nazwał kopułę „rodzajem trumny” przyznał, że stan sarkofagu szybko się pogarsza i istnieje ryzyko wycieku materiałów radioaktywnych.

- Kopuła jest wypełniona radioaktywnymi zanieczyszczeniami, w tym plutonem-239, jedną z najbardziej toksycznych substancji znanych człowiekowi – powiedział przedstawiciel Wysp Marshalla Jack Ading. – Z trumny wycieka trucizna do środowiska naturalnego, ale powiedziano nam, żebyśmy się tym nie przejmowali – dodał.

Kontrola przeprowadzona w 2013 r. na zlecenie rządu USA sugerowała, że ​​skażenie radioaktywne w osadach laguny Enewetak jest już tak wysokie, że nawet katastrofalny wyciek nie spowoduje zwiększenia zagrożenia dla okolicznych mieszkańców.

Od czasu wybudowania kopuły rząd Stanów Zjednoczonych nie zrobił nic w kierunku posprzątania bałaganu, jaki po sobie zostawił, a Wyspy Marshalla nie dysponują odpowiednimi środkami, by poradzić sobie z zanieczyszczeniem.

 

Źródło: Phys.org, fot. US Defense Special Weapons Agency