Dystansowanie społeczne jest luksusem dostępnym wyłącznie dla bogatych – mówi dr Joanna Gocłowska-Bolek z Ośrodka Analiz Politologicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Badaczka wskazuje, że w brazylijskich fawelach czy ubogich dzielnicach Nairobi, zasady wprowadzane z krajach Zachodu do walki z pandemią nie mają szans na realizację. Nie ma nawet mowy o częstym myciu rąk, gdy dostęp do bieżącej wody jest ograniczony. Utrata miejsc pracy z powodu spowolnienia gospodarczego sprawia, że dla setek milionów ludzi głód może okazać się groźniejszy niż sama pandemia.
Na jakie zjawiska zwraca Pani szczególną uwagę, obserwując słabiej rozwinięte kraje świata w obliczu walki z pandemią?
– Moją uwagę przykuwa wzrastająca liczba potwierdzonych przypadków COVID-19 w kolejnych największych slumsach na świecie. W tych zatłoczonych dzielnicach na obrzeżach wielkich metropolii wskazania dotyczące dystansowania się społecznego, częstego mycia rąk czy dezynfekcji brzmią i zabawnie, i złowrogo. Panuje powszechne przekonanie, że „social distancing” jest luksusem dostępnym wyłącznie dla bogatych. Jak sobie wyobrazić utrzymywanie nakazanego dystansu fizycznego, gdy na kilkunastu metrach kwadratowych mieszka 12-osobowa rodzina? Jak izolować osoby starsze, bardziej narażone na zachorowanie i powikłania, jeśli mieszkają w niewielkiej izbie razem z innymi członkami wielopokoleniowej rodziny? Biedni i tak muszą iść do pracy, inaczej zanim zachorują na COVID-19, umrą z głodu. Izolacja w brazylijskich fawelach czy dzielnicach marginalnych Nairobi to utopia. Analogiczne pytanie: jak zachować nakazany odstęp w zatłoczonych montowniach i szwalniach, gdzie pracuje się za stawkę poniżej 2 dolarów dziennie, w warunkach urągających wszelkim wyobrażeniom Europejczyków? Jak dystansować się w zatłoczonej komunikacji miejskiej, bo przecież większość pracowników nie dociera do pracy prywatnym samochodem, tylko autobusem lub metrem? Jak myć ręce wielokrotnie w ciągu dnia według szczegółowych instrukcji krążących w mediach społecznościowych, gdy dostęp do bieżącej wody – nie wspominając o mydle i płynach dezynfekujących – jest zarezerwowany dla bogatych domów? Gdy bieżącej wody nie ma nawet w szpitalach? Kto w takiej sytuacji w ogóle myśli o maseczkach i kombinezonach? Dostęp do podstawowej opieki zdrowotnej jest ograniczony, dostęp do respiratorów w razie konieczności ratowania życia będą mieli nieliczni.
– Nawet jeśli koronawirus nie rozprzestrzeni się w zatłoczonych dzielnicach biedy, w których skuteczne dystansowanie społeczne jest niemożliwe, pandemia już zbiera tam swoje żniwo. Dla setek milionów ludzi nagle pozbawionych środków do życia, codziennych zarobków i środków na przetrwanie i ich rodzin, głód może okazać się groźniejszy niż sama pandemia. „Social distancing” zachowywany w dzielnicach bogatych sprawia, że pracownicy fizyczni zamieszkujący slumsy stają się tam niemile widziani. Z powodu globalnego spadku handlu i konsumpcji zamykane są kolejne miejsca pracy. Utrata źródła dochodów w przypadku osób, które nie posiadają żadnych oszczędności i zarabiają tylko tyle, aby utrzymać się z dnia na dzień, jest tragedią. I może wywołać narastanie powszechnego ubóstwa, a w konsekwencji też niepokojów społecznych.
Zatem pandemia w tych regionach może być odczuwalna nie w obszarze zdrowia obywateli, ale raczej środków niezbędnych do ich przeżycia?
– Rządy krajów zamożnych przygotowują pakiety pomocowe i rozszerzają dostęp do zasiłków. Rządy biedniejszych państw mają ograniczoną swobodę finansową lub zdolności operacyjne, aby podążać tym przykładem. Miliony ludzi w Afryce, Azji Południowej oraz części Ameryki Łacińskiej i Karaibów pracują w szarej strefie lub na marginesie formalnego rynku pracy bez żadnego zabezpieczenia społecznego. Pandemia może przynieść katastrofalne skutki także w krajach, które wydają się być znacznie mniej dotknięte wirusem. W Paragwaju, który odnotowuje jeden z najniższych wskaźników zakażeń w Ameryce Południowej szacuje się, że 65 proc. siły roboczej pracuje w szarej strefie z bardzo ograniczonym dostępem do pomocy rządowej. Zagrożenie bezrobociem jest ogromne. W Afryce Subsaharyjskiej, w której mieszka jedna z najmłodszych populacji na świecie – być może niezbyt podatna na zakażenia – Bank Światowy już zapowiada ogromną i długotrwałą recesję. Raport Unii Afrykańskiej sugeruje, że pandemia zagraża prawie 20 milionom miejsc pracy na kontynencie. Rządy mogą zgromadzić pewne zasoby na rzecz pomocy bezrobotnym, ale będą potrzebować pomocy z zewnątrz, aby przetrwać burzę gospodarczą.
Cały świat stoi w obliczu spowolnienia gospodarczego, należy się więc spodziewać, że kryzys ekonomiczny nie ominie także biedniejszych państw świata?
– Prognozy są tragiczne. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że pandemia wywoła najpoważniejsze pogorszenie koniunktury gospodarczej od czasu Wielkiego Kryzysu z lat trzydziestych. Przypomnijmy, że przed wybuchem pandemii MFW prognozował wzrost światowej gospodarki w tym roku o około 3 proc. Według obecnych prognoz gospodarka światowa ma się o 3 proc. skurczyć. Światowa produkcja w ciągu najbliższych dwóch lat spadnie o 9 miliardów dolarów w stosunku do oczekiwań sprzed kryzysu. Jest to strata podobna do zniknięcia z gospodarczej mapy świata gospodarek Niemiec i Japonii.
– Chociaż nie można przewidzieć, w jaki sposób koronawirus rozprzestrzeni się w biedniejszych krajach świata, to jedno jest pewne: recesja dotknie te regiony wyjątkowo mocno. Oxfam (międzynarodowa organizacja humanitarna, zajmującą się walką z głodem na świecie i pomocą w krajach rozwijających się – przyp. red.) szacuje, że kryzys wpędzi pół miliarda ludzi w biedę. To jest też przepis na niestabilność polityczną, która w dłuższej perspektywie również może poważnie utrudnić powrót do ścieżki wzrostu. Efekty uboczne z Azji, Europy i Stanów Zjednoczonych – w tym obniżone przychody z towarów (ze względu na spadający popyt i ceny), rosnące koszty importu, załamanie turystyki, zmniejszoną dostępność podstawowych towarów i usług publicznych, brak bezpośrednich inwestycji zagranicznych oraz gwałtowne odwrócenie przepływów finansowych – już wyostrzyły istniejące wcześniej słabości i ograniczenia.
– Chociaż Afryka Subsaharyjska nie jest pozbawiona pewnej obrony – w tym silnych powiązań rodzinnych i odporności kulturowej, a także lekcji wyciągniętych z kryzysu związanego z wirusem Ebola – istnieje realne ryzyko, że szok wywołany przez pandemię COVID-19 każe jej się miotać między śmiertelnym głodem a śmiertelnymi zakażeniami. Niektóre państwa, które przez dziesięciolecia stały się podatne na zewnętrzne zagrożenia z powodu słabego przywództwa politycznego lub skorumpowanego autorytaryzmu, mogą zawieść w obliczu tak poważnego zagrożenia. To z kolei może podsycać gwałtowne niepokoje i stworzyć podatny grunt dla działalności grup ekstremistycznych lub wzmożonej aktywności gangów narkotykowych.
– Choć w wielu krajach rozwijających się kryzys dopiero się rozpoczyna, to można przypuszczać, że liczba ofiar pandemii COVID-19 – bezpośrednich i pośrednich – może być o rząd wielkości większa niż w jakiejkolwiek zaawansowanej gospodarce.
Zagrożenia związane z pandemią nie ograniczają się do skutków krótkoterminowych. Jakie skutki długookresowe może wywołać COVID-19 w biedniejszej części świata?
– Kraje te są narażone w przyszłości na poważne straty wydajności, zarówno pod względem strony siły roboczej, jak i kapitału. Długotrwałe zamykanie szkół i bezrobocie mogą przyczynić się do wzrostu przemocy w rodzinie, liczby nastoletnich ciąż i małżeństw dzieci. W krajach, w których brakuje podstawowej infrastruktury do zdalnego nauczania, powrót do tradycyjnej szkoły może okazać się trudny, także z uwagi na kryzys, który już się zaczyna. Jeśli sytuacja się przeciągnie, będziemy mówić o straconym roczniku, a może o straconym pokoleniu ze względu na zaniedbania edukacyjne. Nadrobić te zaniedbania będzie niezwykle trudno, zwłaszcza w sytuacji kryzysu gospodarczego, z którym za chwilę będą zmagać się te społeczeństwa. A długookresowe problemy, z którymi zmagają się od dziesięcioleci, takie jak ogromna korupcja, niski poziom szkolnictwa i będąca jego pochodną niska innowacyjność tylko się wyostrzą i pogłębią dystans do rozwiniętego świata.
– Drastycznie zmniejszając obecne i przyszłe perspektywy gospodarcze Afryki, kryzys COVID-19 może wywołać jeszcze większą migrację, niż przewidują obecne prognozy. W Ameryce Łacińskiej od 2015 roku obserwowaliśmy dramatyczną ucieczkę 5 milionów osób z ogarniętej zapaścią gospodarczą Wenezueli. Teraz część z tych osób, tracąc możliwości życia w Kolumbii czy Peru, próbuje wracać do swojego kraju, gdzie nie czekają na nich żadne nowe możliwości, a być może nasilą się represje polityczne. W wielu krajach widoczny jest też trend powracania do rodzinnych wsi tysięcy osób, które straciły pracę w dużych ośrodkach miejskich i nie mają oszczędności, aby się utrzymać. Pandemia wywołała też znaczący zanik napływu transferów pieniężnych, które wcześniej stanowiły znaczącą część PKB krajów biednych. Transfery od emigrantów, którzy w krajach rozwiniętych podejmowali pracę, stanowiły bardzo istotne wsparcie dla rodzin pozostawionych w krajach rozwijających się. Obecnie emigranci często stracili pracę i przekazy wspomagające rodziny uległy znacznemu ograniczeniu.
Jak – w pani ocenie – globalny kryzys gospodarczy wpłynie na kraje najbiedniejsze i czy można go w jakiś sposób zminimalizować?
– Pandemia już wywołała serię niewypłacalności przedsiębiorstw oraz niebezpieczny dla stabilności wzrost długów państwowych. Niekontrolowany rozwój pandemii COVID-19 mógłby zaostrzyć niestabilność globalnego rynku finansowego, co byłoby szczególnie bolesne dla biedniejszych gospodarek świata. Ponad 90 krajów rozwijających się zwróciło się już do MFW o pomoc finansową. MFW wraz z Bankiem Światowym wezwały również oficjalnych wierzycieli, w tym Chiny, które stały się głównym pożyczkodawcą dla krajów rozwijających się w ostatnich latach, do zawieszenia spłat zadłużenia przez kraje najbiedniejsze. Rezultaty takich starań są jednak niepewne. Tymczasem Chiny zaoferowały krajom rozwijającym się duże darowizny medyczne (co zyskało już termin „chińskiej dyplomacji maseczkowej”).
– Biedniejsze kraje, stojąc w obliczu nadchodzących kryzysów zadłużenia i zawirowań politycznych, liczą na pomoc ze strony zamożniejszych mocarstw. Specyfika pandemii wskazuje, że w interesie nas wszystkich, także Europejczyków oraz głównych mocarstw, jest pomoc krajom ubogim. Problem pandemii z łatwością przekracza granice narodowe. Pandemia nie minie, dopóki nie uda się jej pokonać wszędzie. A długotrwały głęboki kryzys w krajach Afryki czy Ameryki Łacińskiej może na długo destabilizować gospodarkę globalną, co odczujemy wszyscy. Pandemia COVID-19 grozi spustoszeniem części rozwijającego się świata, wielokrotnie poważniejszym niż kryzys przewidywany np. w Europie.
– Ale warto się zastanowić, czy taka pomoc ze strony Europy i USA nie jest też naszym obowiązkiem wynikającym z innych przesłanek. Przez długi czas dzisiejsze kraje rozwijające się były eksploatowane przez bogatszą Północ. Może to jest czas, aby spłacić zaciągnięty przez pokolenia dług. Myślę, że powaga sytuacji wymaga od nas ogromnej odpowiedzialności i wspólnego wypracowania najlepszych rozwiązań. Tylko dzięki dobrze przemyślanemu i holistycznemu podejściu społeczność międzynarodowa może uniknąć tragedii humanitarnej na dużą skalę i uchronić się przed destabilizującym nawrotem pandemii.
***
Dr Joanna Gocłowska-Bolek – ekonomistka, latynoamerykanistka. Absolwentka Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ekspertka w Ośrodku Analiz Politologicznych UW. Dyrektorka Centrum Studiów latynoamerykańskich UW (2012-2016) oraz członkini zarządu Europejskiej Rady Studiów Społecznych nad Ameryką Łacińską (2013-2016). Autorka artykułów naukowych i popularnonaukowych na temat krajów rozwijających się. Promotorka współpracy akademickiej uczelni polskich i latynoamerykańskich, popularyzatorka nauki, laureatka Warszawskiej Nagrody Edukacji Kulturalnej (2016).
Na zdjęciu slumsy w Manili na Filipinach, fot. Pixabay