Niektórym nawet ciche dźwięki sprawiają ból i nie pozwalają normalnie żyć. Niespodziewanie duża liczba osób może reagować na niektóre odgłosy silnymi emocjami – gniewem, obrzydzeniem, chęcią ucieczki. To trudne w leczeniu zaburzenia, ale cierpiącym na nie osobom można pomagać.
Osobom dotkniętym tą rzadką przypadłością – nadwrażliwością słuchową (ang. hyperacusis) – poważne kłopoty sprawiają nawet zwykłe, codzienne odgłosy. Odczucia mogą być różne. Na przykład już dźwięki o umiarkowanym natężeniu mogą wydawać się bardzo głośne. Mogą też powodować rozdrażnienie, a nawet lęk. Nierzadko pojawia się ból. Zdrowa osoba doświadcza zwykle bólu przy dźwięku osiągającym 120 dB, a u osoby z nadwrażliwością próg ten jest nieporównanie niższy. Symptomy może spowodować np. zwyczajne brzęczenie monet, odgłos silnika samochodu, czy nawet żucie jedzenia. Choroba może dotknąć jedno ucho lub oboje, może pojawić się szybko lub rozwijać się powoli. Przyczyny także mogą mieć różną naturę. Schorzenie może powstać w wyniku ekspozycji na zbyt głośny dźwięk, z powodu działania niektórych leków, a także towarzyszyć niektórym chorobom, np. autyzmowi, zespołowi Williamsa, porażeniu Bella, boreliozie, czy migrenom.
Wyleczenie – nie, ale pomoc – tak
Niestety nie ma obecnie potwierdzonych naukowo sposobów, które pozwalałyby nadwrażliwość słuchową definitywnie wyleczyć. Istnieją jednak metody pomocy chorym. Jedną ze stosowanych technik jest terapia dźwiękowa. Z pomocą przypominających aparaty słuchowe urządzeń podaje się choremu specjalnie zaprojektowane, ciche dźwięki. Z czasem zwiększa się ich natężenie i czas oddziaływania do kilku godzin dziennie. Taka terapia pomaga zwiększyć tolerancję na słuchowe bodźce.
Stosuje się też urządzenia, które odcinają część fal dźwiękowych, chroniąc słuch chorego. Dzięki nim pacjent uczy się lepiej radzić sobie z chorobą. Wynalazki te są coraz doskonalsze. Zespół z University of South Florida prowadzi np. zaawansowane prace nad urządzeniem, które ma pomagać chorym na dwa sposoby. Umieszczany w uchu przyrząd po pierwsze tłumi niepożądane, szkodliwe dźwięki, a po drugie wytwarza trenujący słuch, łagodny szum. Wynalazek wyróżnia się przy tym w ten sposób, że sterowany jest wyjątkowo złożonym oprogramowaniem, które dopasowuje się do pacjenta. Naukowcy twierdzą, że może pozwolić na stopniowe przechodzenie z trybu głównie chroniącego przed dźwiękami do trybu trenującego słuch, aż do uzyskania zadowalającej tolerancji na dźwięki.
Aby pomóc chorym, stosuje się też interwencję psychologiczną, głównie w postaci terapii poznawczo-behawioralnej. W podsumowaniu metaanalizy dostępnych w tym temacie badań (DOI: 10.2147/PRBM.S179138) naukowcy z London Tinnitus and Hyperacusis Therapy Specialist Clinic stwierdzają: „Studia przypadków oraz ograniczona liczba randomizowanych, kontrolowanych badań sugerują, że terapia poznawczo-behawioralna może być skuteczna w zmniejszaniu napięcia związanego z nadwrażliwością na dźwięk i mizofonią”. O mizofonii powiemy sobie za moment.
Wracając do nadwrażliwości, w niektórych przypadkach ulgę może też przynieść specjalny, małoinwazyjny zabieg chirurgiczny prowadzony w obrębie okienka owalnego i okienka okrągłego ucha środkowego łączących ucho środkowe z wewnętrznym. W badaniu zorganizowanym przez Ear Research Foundation (DOI: 10.1016/j.amjoto.2019.102319), 40 osób w latach 2014-2019 zostało poddanych takiej procedurze, przy czym 20 – nową, ulepszoną metodą. W grupie leczonej starszą metodą, poprawę odczuło 60 proc. ochotników, a spośród leczonych nowym sposobem – aż 80 proc. „Uzyskana dzięki zabiegowi poprawa w zakresie objawów nadwrażliwości słuchowej była znacząca i stabilna, co pokazuje dwuletni obserwacja. W grupie leczonej nową metodą znacznemu polepszeniu uległ też stan psychiczny pacjentów, w zakresie lęku i depresji” – podają autorzy badania.
Nienawiść do dźwięków
Wspomniani nieco wcześniej badacze sprawdzający działanie terapii poznawczo-behawioralnej wymienili zaburzenie zwane mizofonią. To szczególny i w społeczeństwie mało znany rodzaj nadwrażliwości, który po raz pierwszy opisano w 2001 roku. Nazwę można przetłumaczyć jako „nienawiść do dźwięku”. Wybrane odgłosy powodują bowiem fizjologiczne pobudzenie i silną, negatywną reakcję emocjonalną – zwykle gniew, obrzydzenie, ogólny dyskomfort. Pojawiać się może chęć ucieczki, czy silna potrzeba unikania danego dźwięku. Wszystko to znacząco obniża komfort życia. Przy tym na każdego mogą działać inne dźwiękowe wyzwalacze.
Eksperci podają takie przykłady, jak głośny oddech, dźwięk jedzenia, siorbanie, stukanie, klikanie. Często są to powszechnie powtarzające się dźwięki, których trudno jest uniknąć. Ich natężenie nie ma przy tym zwykle znaczenia. Ludzie z tą przypadłością nierzadko czują się zawstydzeni i nie mówią o swoich kłopotach lekarzowi. Mało tego, nierzadko zdarza się, że lekarze także tego zaburzenia nie znają. Nic dziwnego. Nie ma wielu opracowań na temat częstości zaburzenia. Dostępne statystyki mówią jednak o wysokich liczbach – nawet od 5 do 20 proc. w niektórych populacjach.
Według opublikowanego w marcu badania (DOI: 10.1371/journal.pone.0282777), np. w Wielkiej Brytanii jakąś postać mizofonii może mieć nawet 18 proc. mieszkańców tego kraju. Wynik taki uzyskano po przeprowadzeniu ankiet wśród prawie ponad 750 ochotników w wieku średnio 46 lat. 18 proc. uczestników, w obliczu pewnych dźwięków czuło irytację, a także „jak by byli uwięzieni w pułapce”, a towarzyszyła temu bezsilność. Zwykle też winili siebie za takie reakcje. Wielu nie wiedziało, co im dolega.
– Ważne jest, że według naszego badania, w Wielkiej Brytanii 1 na 5 osób doświadcza silnych mizofonicznych reakcji. Jednak tylko niewielka część tych osób zna to pojęcie. Oznacza to, że większość ludzi z mizofonią nie wie nawet jak nazwać to, czego doświadczają. Nasz zespół usilnie pracuje nad tym, aby podnieść świadomość ludzi odnośnie tego zaburzenia oraz dostarczyć lekarzom potrzebnych im narzędzi – mówi autorka badania Silia Vitoratou z King’s College London.
Niestety, podobnie jak w przypadku nadwrażliwości na dźwięki, w mizofonii również nie ma naukowo potwierdzonej metody, która pozwoliłaby przypadłość wyleczyć. Można jednak cierpiącym pomagać. Naukowcy z hiszpańskiego L’Alfatier-Centro Médico Psicológico, w opublikowanej w ubiegłym roku analizie poświęconych mizofonii dostępnych badań informują: „Jeśli chodzi o prace nad terapiami mizofonii, choć nie ma obecnie potwierdzonych naukowo metod leczenia, nie można zaprzeczyć, że także na tym polu nastąpił znaczący postęp. Badane i proponowane są różne interwencje – od terapii dźwiękowych, przez farmakologiczne po psychologiczne techniki poznawczo-behawioralne”. Na pewno warto korzystać z metod, które są dostępne. Dobrze też znać problem i jeśli jego symptomy zauważy się u siebie, nie zwlekać i udać się do lekarza, nawet jeśli przypadłość wydaje się nietypowa czy zawstydzająca.
Źródło: zdrowie.pap.pl, Marek Matacz, fot. CC BY 2.0/ Flickr/ Travis Isaacs