Dodano: 30 lipca 2019r.

Badania wskazują źródło radioaktywnego rutenu nad Europą. Ślady prowadzą do Rosji

Naukowcy z całej Europy znaleźli dowody na to, że radioaktywny ruten-106 wykryty w powietrzu nad niemal całą Europą w 2017 roku, pochodzi wycieku w zakładach Majak w Rosji. Władze w Moskwie wcześniej zaprzeczały, że do uwolnienia do atmosfery niebezpiecznego izotopu doszło u nich.

Zakłady atomowe Majak w Rosji

 

Pod koniec września 2017 roku we Włoszech odnotowano zwiększone odczyty radioaktywnego rutenu-106 w powietrzu. Podobne odczyty szybko zaczęły zgaszać inne stacje pomiarowe w całej Europie. Jednak nikt nie wiedział skąd się wzięło skażenie. Choć poziom niebezpiecznego izotopu w powietrzu nie stwarzał zagrożenia dla ludzi, to jego obecność zaalarmowała wszystkie zajmujące się radioaktywnością instytucje.

Wkrótce po wykryciu radioaktywnego rutenu-106 naukowcy spekulowali, że źródłem jest obiekt jądrowy Majak koło Ozerska w Rosji. Rosjanie oczywiście zaprzeczali, że to oni są źródłem niebezpiecznego izotopu w powietrzu. Potwierdzali jednak, że także wykryli ślady promieniowania nad Uralem. Ale w świetle nowych badań, wszystko wskazuje na to, że to jednak z zakładów Majak wydostała się radioaktywna chmura.

 

Zespół naukowców opisał swoje badania w publikacji, która ukazała się na łamach „ Proceedings of the National Academy of Sciences”.

Śladu rutenu-106 były obecne w powietrzu nad Europą przez kilka dni. Chmura mogła zostać uwolniona podczas nieudanej próby stworzenia wysoce radioaktywnego materiału potrzebnego do eksperymentu na neutrinach, cząstkach subatomowych – sugerują naukowcy. 

Georg Steinhauser, główny autor badań z Uniwersytetu Leibniza w Hanowerze przyznał, że był oszołomiony, gdy pierwszy raz zobaczył odczyty ze stacji pomiarowych. Dzięki rutynowemu nadzorowi wykrywa się co roku kilka wycieków promieniowania, głównie o bardzo niskich poziomach, ale to wydarzenie było inne. - Ruten-106 był jedyny w swoim rodzaju. Nigdy wcześniej nie mierzyliśmy czegoś takiego - powiedział Steinhauser.

Ruten-106 nie występuje naturalnie w przyrodzie i jest radioaktywnym izotopem rutenu. Izotop może być wytwarzany jako produkt uboczny podczas rozszczepienia jądrowego atomów uranu-235. Ma okres półtrwania 374 dni. Podczas ponownego przetwarzania paliwa jądrowego - gdy radioaktywny pluton i uran są oddzielane od zużytego paliwa jądrowego z reaktorów jądrowych - ruten-106 jest zazwyczaj oddzielany i umieszczany do długoterminowego składowania z innymi odpadami radioaktywnymi.

Steinhauser podkreślił, że uwolnienie niebezpiecznego izotopu rutenu mogło wynikać z niedopatrzenia czy jakiegoś wypadku podczas przeróbki paliwa jądrowego, ale zakłady Mayak są jednym z niewielu miejsc na świecie, które przeprowadzają tego rodzaju przetwarzanie. Dodatkowo zaawansowane analizy meteorologiczne przeprowadzone w ramach nowych badań wykazały, że chmura promieniowania mogła pochodzić tylko z zakładu Mayak w Rosji. - Przeprowadziliśmy bardzo dokładną analizę i nie ma co do tego wątpliwości, że źródłem wycieku są zakłady Majak – powiedział.

Podczas gdy zdarzenie takie jak eksplozja w reaktorze jądrowym uwalniałoby wiele różnych pierwiastków promieniotwórczych, przetwarzanie paliwa jądrowego obejmuje izolowanie poszczególnych pierwiastków i może doprowadzić do uwolnienia określonych izotopów, takich jak ruten-106.

Chociaż, jak stwierdził Steinhauser, radioaktywna chmura rutenu-106 została na tyle rozcieńczona, że nie wyrządziła szkody ludziom, to całkowita radioaktywność uwolniona podczas wycieku była od 30 do 100 razy wyższa od poziomu promieniowania uwolnionego po wypadku w elektrowni atomowej w Fukushimie w Japonii w 2011 roku.

Chmura radioaktywnego izotopu rutenu została wykryta nie tylko w Europie. Obecność rutenu-106 wykryły też stacje pomiarowe w Azji, na Półwyspie Arabskim, a nawet na Karaibach. Ponad 1300 pomiarów atmosferycznych z całego świata wykazało, że w tym czasie uwolniono do atmosfery od 250 do 400 terabekereli radioaktywnego rutenu-106.

Władze Rosji nie przyznały się do wycieku, ale powołały komisję do zbadania radioaktywnej chmury. Komisja ta orzekła, że ​​nie ma wystarczających dowodów, aby z całą pewnością ustalić, że za radioaktywną chmurę odpowiada wypadek jądrowy w zakładach Majak. Steinhauser i jego zespół mają nadzieję, że ich badania pomogą komisji ponownie rozpatrzyć tę kwestię.

- Przedstawiciele komisji doszli do wniosku, że potrzebują więcej danych. A więc czujemy się wywołani do tablicy i przekazujemy im wszystkie nasze dane. Chcielibyśmy również zobaczyć ich dane – zaznaczył Steinhauser. Wszelkie informacje z Rosji o wypadku w zakładzie w Mayak pomogłyby naukowcom udoskonalić badania, zamiast polegać wyłącznie na pomiarach radioaktywności z całego świata, dodał Steinhauser.

Międzynarodowy zespół naukowców jest bardzo zainteresowany poznaniem przyczyn uwolnienia rutenu-106 do atmosfery. - Naszym obowiązkiem jest wyciągnąć wnioski z tego wypadku. Nie chodzi o obwinianie Rosji, ale o naukę na własnych błędach – ocenił Steinhauser.

Do zdarzenia doszło nieco ponad 60 lat po wypadku jądrowym, który zdarzył się również w zakładach Majak i który znany jest pod nazwą katastrofy kysztymskiej. We wrześniu 1957 roku awaria systemu chłodzenia zbiornika z odpadami nuklearnymi doprowadziła do wybuchu (konwencjonalnego, nie nuklearnego). W konsekwencji skażonych zostało prawie 40 tys. kilometrów kwadratowych obszaru wokół zakładów. Katastrofa pochłonęła 200 osób a 10 tys. zostało ewakuowanych. Radioaktywna chmura rozciągnęła się na setki kilometrów narażając blisko pół miliona osób na działanie promieniowania jonizującego.

 

Źródło: Live Science, fot. Carl Anderson, US Army Corps of Engineers. Na zdjęciu zakłady Majak koło Ozerska.