Dodano: 21 lutego 2018r.

Bałtyk może stać się martwym morzem

Z roku na rok Morze Bałtyckie ma coraz mniej do zaoferowania rybakom. Stan zasobów rybnych pogarsza się w szybkim tempie. Rybacy apelują o podjęcie działań zmierzających do poprawy sytuacji, bo jeśli nic się nie zrobi, to za kilka lat Bałtyk może stać się martwym morzem.

Morze

 

W ubiegły czwartek doszło do spotkania przedstawicieli Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej ze środowiskiem rybackim oraz naukowcami badającymi morską faunę i florę. Na spotkaniu omawiano coraz gorszy stan ryb w Bałtyku – informuje PortalMorski.pl.

Naukowcy, którzy brali udział w rozmowach zdają sobie sprawę z tragicznego stanu ryb w Morzu Bałtyckim, szczególnie dorsza. Jednak jednoznaczne wskazanie przyczyn takiej sytuacji jest trudne.

Takie działanie prawdopodobnie zaburzyło cały łańcuch pokarmowy. Jak wskazuje PortalMorski.pl, według ostatnich badań Instytutu Ochrony Środowiska, do Morza Bałtyckiego wpada zdecydowanie mniejsza ilość związków azotu. To powoduje, że zanika fitoplankton, co z kolei sprawia, że mniejsze ryby nie mają pożywienia. Z tym wiążą się problemy również z pożywieniem większych ryb.

- To już nie są ryby, tylko pływające kości ze skórą. Ryby nie ma na całym wybrzeżu. Najgorzej jest jednak na zatoce, gdzie ryba po prostu całkowicie zanikła. To już jest agonia Bałtyku. Jeżeli nic nie zrobimy, to za kilka lat Bałtyk będzie martwym morzem – mówili rybacy cytowani przez PortalMorski.pl.

Słowa rybaków zdają się potwierdzać inne dane. W ubiegłym roku polscy rybacy odłowili jedyni 57 proc. krajowego limitu na dorsza. To nie ze względu na rzadkie połowy, ale dlatego, bo dorsza zwyczajnie już nie ma takich ilościach, jak bywało to wcześniej. Dorsz wymiera, bo nie ma co jeść.

Czytaj też: Zatopiony w Bałtyku arsenał daje o sobie znać. Wzrost nowotworów u ryb

Na problem zanieczyszczenia Bałtyku wskazywał też niedawno fizyk środowiska dr Przemysław Wachniew z AGH. Jego zespół realizował w ostatnich latach międzynarodowy projekt badawczy Soils2Sea. Uczeni z AGH analizowali procesy transportu zanieczyszczeń biogennych przez gleby i wody podziemne.

Zgodnie z wynikami badań zły stan polskich wód i Bałtyku to nie tylko efekt obecnego nawożenia gruntów przez rolników. – Dzisiaj zmagamy się z efektem nawożenia stosowanego jeszcze w latach 70-tych, 80-tych – zaznaczył w ubiegłym miesiącu w rozmowie z PAP naukowiec z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jak wyjaśnił, wody podziemne niosące zanieczyszczenia w wielu przypadkach dość długo pozostają pod powierzchnią ziemi, a do pobliskiej rzeki mogą wypłynąć po kilkudziesięciu latach.

Rzeki są zanieczyszczone najbardziej tam, gdzie występuje największa gęstość zaludnienia i najintensywniejsze rolnictwo. Nawożenie i hodowla zwierząt są głównymi źródłami zanieczyszczenia rzek substancjami biogennymi (ok. 90 proc. w skali kraju), ale lokalnie istotne mogą być zanieczyszczenia pochodzące z oczyszczonych i nieoczyszczonych ścieków bytowych. A to wszystko wpływa potem do Bałtyku.

Polskie gleby są dość przepuszczalne dla wody i zanieczyszczeń, niewiele szkodliwych w nadmiarze składnik nawozów ulega w nich zatrzymaniu lub rozkładowi. – Nasze wyniki skłaniają nas do tego, aby całą Polskę uznać za obszar niebezpieczny, taki czarny punkt na mapie Europy, jeśli chodzi o zanieczyszczenie wód – przyznał Wachniew.

———

Sprostowanie: Profesor Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk nie wskazywał na „restrykcyjną politykę oczyszczania rzek, które wpływają do naszego morza, co sprawia, że woda wpływająca do Bałtyku jest wyjałowiona i pozbawiona związków wpływających na rozwój życia”. Omyłkowo wypowiedź Pana ministra Grzegorza Hałubka została przedstawiona jako profesora Węsławskiego, za co serdecznie przepraszamy.

 

Źródło: portalmorski.pl, PAP, fot. Argonowski/C.C. 3.0/Wikimedia